Jak kiedyś organizowano wesela?
Dwudziestosześcioipółletni staż na rynku wesel i innych uroczystości okolicznościowych pozwala na przestawienie pewnych, nasuwających się automatycznie, niejako z marszu, przemyśleń dotyczących całokształtu misji jaką pełnię, pomagając narzeczonym, a później nowożeńcom. Kiedyś wystarczyła sala wynajęta od strażaków lub działkowców. Sala z podstawowym wyposażeniem, gdzie przez wiele godzin, wynajęty zespół przypadkowych osób próbował ogarnąć wielowątkowość przygotowań przed weselnych. Dziewięćdziesięciorga par rąk czasem brakło, by podołać zamierzonym planom. Ludzie dwoili się i troili, a nieczęsto liczba rozdwojeń i roztrojeń musiała być dwucyfrowa. Dziś restauracje i hotele na wesele oferują tak wielki wachlarz możliwości, że nawet cesarz nie wybrzydzałby zbytnio. Słabo rozwinięte zdolności dźwiękonaśladowcze nie pozwalają mi krzyknąć hura!, jakby to był tłum kibiców na meczu Real Madryt kontra Atletico Madryt. Tak wielkie wsparcie ze strony wszelkiego rodzaju lokali daje większe pole do działania sprawnemu pośrednikowi.
