Przejście graniczne Halmeu – Djakovo

0
1449
Rate this post

Przejście przez granicę nie jest czasem tak proste, jak mogłoby się wydawać. Dlaczego? Bo nieraz jest, na przykład, otwarte dla ruchu pieszego, ale dla samochodowego już nie. To jednak jeszcze nie najgorsza sytuacja – autem zawsze wygodniej i szybciej można się przemieścić niż na nogach. Zdecydowanie gorzej jest wtedy, kiedy granicę przekroczyć można samochodem, ale piesi muszą wrócić tam, skąd przyszli i próbować swojego szczęścia gdzie indziej. W tym przypadku uważni muszą być backpackerzy, którzy chcieliby przekroczyć granicę rumuńsko-ukraińską i przejść z Halmeu do Djakova.
Granica ulokowana jest w, wydawałoby się, dogodnym miejscu. Dystans między Lwowem a ukraińskim Djakovem to ok. 300 km. Jako że ceny przejazdów na Ukrainie są niskie, za kilka godzin podróży zapłacić można zaledwie kilkanaście złotych (albo i mniej), stamtąd zaś do Polski jest już blisko. Nie ma więc się co dziwić, że przejście graniczne Halmeu – Djakovo kusi tak bardzo. Trzeba jednak pamiętać o jednym…

Przejście to zamknięte jest dla ruchu pieszego. Można przejechać przez nie pociągiem kursującym z Satu Mare (kursów jest baardzo mało) albo samochodem. Nie mając dysponując drugim, a na pierwszy nie mogąc się doczekać, można próbować szczęścia w jeszcze inny sposób. Jaki?

Z Satu Mare do granicy kursują busiki. Nie odjeżdżają one jednak spod dworca, dlatego też bez pytania taksówkarzy (którzy bardzo chętnie zawiozą do znajdującej się kilkanaście kilometrów dalej granicy – za kilkadziesiąt euro, oczywiście), skierować należy się do centrum miasta (od dworca za mostem na prawo). Tam, pod charakterystycznym mostem, jest przystanek. Właśnie z niego odjeżdżają autobusy do Halmeu. Kursują one znacznie częściej niż pociąg. Wsiadając do autobusu, warto uprzedzić kierowcę, że jedzie się do granicy (po rumuńsku: frontiera), niełatwo bowiem dostrzec ją z okien pojazdu samemu. Bus jedzie, jedzie, aż w końcu zatrzymuje się na jednym z końcowych przystanków i zostawia delikwentów niemalże w szczerym polu.

Potem trzeba iść 3 kilometry przed siebie aż do niebieskiego szlabanu. Tam znajduje się granica rumuńska. Celnicy chwytają się za głowę i nie potrafią uwierzyć, że ktoś chce wejść do Ukrainy na piechotę, skoro przejście jest samochodowe. Mogą być jednak na tyle dobrzy, żeby pozwolić poczekać na auto (trzeba uzbroić się w cierpliwość, ruch tam prawie nie istnieje), poprosić kierowcę o przewiezienie i tym sposobem udać się na stronę ukraińską.

Ukraińscy celnicy są nie mniej zaskoczeni od sąsiadów, jednak udzielają cennych wskazówek. Na przykład takich, że wydostać się z Djakova też nie jest prosto. Ale przynajmniej da się w pobliskim sklepie wymienić pieniądze, co nie było możliwe po stronie rumuńskiej. Dziennie do większej miejscowości – Vynohradivu dojeżdżają 3-4 autobusy. Stamtąd można już spokojnie przemieścić się do Mukaczewa, czyli miejscowości, z której odjeżdżają pociągi do Lwowa.

Sposób przejścia wydaje się ekstremalny? Jestem żywym dowodem na to, że się da. Więcej nawet, dostanie się do Mukaczewa z Satu Mare zajęło łącznie ok. 4 godzin, co można uznać za rekord, biorąc pod uwagę wszystkie napotkane po drodze niedogodności. Czy polecam? Wszystkim żądnym przygód – oczywiście. Nie gwarantuję jednak, że któryś z etapów podróży (zwłaszcza epizod na granicy) nie zakończy się fiaskiem.