Jak spędzić miesiąc w Czarnogórze? – cz. 1

0
2506
Rate this post

Niepozorna Czarnogóra okazała się perłą Bałkanów

Decydując się na miesięczny wyjazd w środku polskiej, mroźnej zimy, zastanawialiśmy się nad dwoma kierunkami: Włochy albo południe Chorwacji. Sycylia od zawsze była istotnym punktem na mojej „bucket list”, jednakże okazało się, że tanie loty w to miejsce nie odbywają się w zimie i pozostaje tylko podróż samochodem. 2400 km. 24 h w samochodzie. Nie, dziękuję. Przeglądając chorwackie oferty na Airbnb naszła mnie myśl: „a może zobaczyć ile kosztują noclegi w Czarnogórze?”. Okazało się, że apartamenty w Chorwacji są droższe o 30% od tych zza południowej granicy. Kilka dni poszukiwań, aż w końcu trafiliśmy na perełkę. Mieszkanie w wielorodzinnym domu z widokiem na Zatokę Kotorską za śmiesznie niską cenę. Pozostało przygotować się do podróży i ruszyć w nieznane na cały miesiąc. Zapraszam do podróży po czarnogórskich serpentynach.

Podróż

Jeśli wybierzecie się kiedykolwiek samochodem w to miejsce, to nie popełnijcie mojego błędu i podzielcie trasę na dwie części – zwłaszcza jeśli wybieracie się z małymi dziećmi… Moje rozumowanie wydawało się racjonalne: „phi, dojechałem na raz do Splitu, to 300 km zrobi mi różnicę? Ja nie dam rady?”. Dałem, ale taką decyzją skazałem siebie i swoich najbliższych na niesamowitą mordęgę. Droga zajęła nam 21 godzin. 21 godzin w samochodzie z małym dzieckiem. Po prostu głupota. Okazało się, że ten ostatni  300-kilometrowy fragment był najgorszy w całej podróży – od Dubrownika wjeżdżamy na jednopasmową, górską drogę, której pokonanie zajmuje 2 godziny. 69 km w dwie godziny. Kiedy dotarliśmy na miejsce cieszyłem się jak dziecko, że dojechaliśmy w jednym kawałku. Nasz syn przez kolejne trzy dni płakał na widok samochodu. Tak, ta podróż to jedno z najbardziej traumatycznych momentów tego wyjazdu.

Tivat, czyli nasza oaza spokoju w Czarnogórze

Wybierając miejsce noclegowe nie wiedzieliśmy nic o tym kraju. Ze wszystkich dostępnych noclegów wytypowaliśmy dwa miasta: Tivat i Budvę. Wybór tego pierwszego był jedną z najlepszych decyzji tego wyjazdu. Dlaczego? Tivat to mała miejscowość, z nowoczesnym portem, który jest świetnym miejscem na długie spacery. Niektóre jachty przyprawiały o ból głowy, w lokalnym porcie można też było kupić sobie któryś z nich. Cena wywoławcza? 500 000 euro za jeden z mniejszych modeli.

Budva to turystyczny moloch, gdzie zatłoczone ulice wypełnione są ogromem hoteli. Jeśli podróżujecie z dzieckiem, to zdecydowanie Tivat będzie lepszym wyborem. Luty w Czarnogórze to martwy miesiąc pod względem turystyki. Myślę, że byliśmy jedynymi turystami w promieniu kilku kilometrów i miało to niepowtarzalny klimat. Po kilku wizytach w supermarkecie kasjerki nas rozpoznawały i próbowały zagadać w swoim języku. Kończyło się na uśmiechach i włoskim „ciao”. Pani w piekarni po tygodniu wiedziała, po co przychodzę i pakowała tradycyjny czarnogórski burek bez pytania. Miesiąc w jednym miejscu to naprawdę dużo czasu i człowiek potrafi zaadaptować się do nowej rzeczywistości. No, ale nie jesteśmy tu po to, aby rozprawiać o nadmorskich spacerach. Gotowi na poznanie ciekawych miejsc w Czarnogórze?

Zatoka Kotorska

Tivat to idealny punkt wypadowy do zwiedzania wszystkich atrakcji w tej części Czarnogóry. Do Kotoru mieliśmy dosłownie kilkanaście kilometrów, a trasa, którą trzeba pokonać, aby tam dotrzeć, zostanie Wam w pamięci na zawsze. Po dosłownie kilku zakrętach Waszym oczom ukaże się taki krajobraz.

Na szczęście Czarnogórcy zrobili w tym miejscu mały parking i punkt widokowy, przez co liczba wypadków zapewne spadła. Poznajcie miasteczko Perast, położone u stóp góry Kason.

Na dwóch wysepkach znajduje się miejscowy klasztor, który jest niedostępny dla turystów.

Droga wzdłuż zatoki to zdecydowanie droga dla osób o mocnych nerwach. Z jednej strony zabytkowe domy, z drugiej mur, a na drodze mieści się półtora samochodu. Jak będziecie planowali zwiedzanie zatoki, to podróż zaplanujcie na okolice 10.00-12.00, wtedy ruch na drodze jest najmniejszy.

Zatoka Kotorska to prawdziwy raj dla fotografów krajobrazowych, co kilkaset metrów musiałem zatrzymywać się, aby machnąć kilka pamiątkowych zdjęć. I tak do samego Kotoru.

Kotor

Najpopularniejsze miasteczko w tej części kraju, które urzeka swoim klimatem. Stare miasto to mieszanka wąskich uliczek, małych sklepików i setek kotów. Serio, koty są wszędzie. Z racji swojej sławy, o każdej porze roku spotkacie tu sporo turystów, ale w godzinach porannych jest ich zdecydowanie najmniej.

Nad Kotorem górują zabytkowe mury miejskie. Nie zrażajcie się trasą, ani setką schodów, które trzeba pokonać, aby tam dotrzeć. Widok absolutnie rekompensuje wszystko.

Zakwasy trzymały nas dwa dni, ale było warto.W dole tego zdjęcia możecie zauważyć dom. Mieszkało tam starsze małżeństwo, które w ogródku miało swoje uprawy i trzy osiołki przy domu. Pustelnicze życie nabiera innego wymiaru, kiedy codziennie pijesz kawę w takim miejscu.

Perast

Miasteczko, które widzieliście z drugiej strony zatoki okazało się bardzo kameralnym i urokliwym miejscem. Trzystu mieszkańców, dwa hotele na krzyż, cisza i spokój.

Perast to świetne miejsce na krótką przerwę w zwiedzaniu. Kawa i naleśniki nad brzegiem morza smakowały wybornie. Dodatkowym urozmaiceniem był starszy, dystyngowany kelner, który nie rozumiał, co do niego mówimy, ale udawał, że wszystko ma pod kontrolą.

Herceg Novi

Najbardziej niepozorne ze wszystkich miasteczek, w których byliśmy. Jadąc z Dubrownika przejeżdżaliśmy przez przemysłową część miasta i nie spodziewaliśmy się, że w Herceg Novi jest tak przyjemne wybrzeże.

Stare miasto nie powala, ale deptak przy morzu nadrabia wszystkie niedoskonałości miasta.

Kilkukilometrowy deptak to idealne miejsce dla wszystkich, którzy lubią aktywny wypoczynek. Mijało nas mnóstwo rowerzystów, rolkarzy, biegaczy czy rodzin z dziećmi. Pojechaliśmy tam tylko na poranną kawę, a zostaliśmy aż do popołudnia.

Budva

Największe rozczarowanie tego wyjazdu. Kiedy zjeżdżaliśmy z gór do Budvy w duchu cieszyłem się, że nie wybraliśmy tego miasta na miesięczny pobyt. Typowo turystyczne miejsce, z zatrzęsieniem hoteli, sklepów, restauracji i innych imprezowni. Nie wyobrażam sobie przyjechać tam w okresie wakacyjnym i spędzić cały pobyt w tym miejscu. Na malutki plus zasługuje starówka, która posiada całkiem malownicze mury obronne.

Sveti Stefan

Wjeżdżając do Sveti Stefan wjeżdżacie do innego świata. Monstrualne, obskurne hotele, zmieniają się na ultraluksusowe wille z własnymi ogrodami i dostępem do morza. Miasteczko raczej dla bogatych Rosjan, ale warto pojechać w to miejsce, żeby zobaczyć trochę inne oblicze Czarnogóry.

Od 2008 roku wyspa została przerobiona na luksusowy resort hotelowy, w którym cena za dobę zaczyna się od 900 euro. Nie muszę chyba dodawać, że to ceny poza sezonem. Lipiec, sierpień i wrzesień są wyprzedane z dużym wyprzedzeniem.  W 2014 roku kompleks został wynajęty na ślub tenisisty Novaka Djokovica. Kto bogatemu zabroni?

Ciąg dalszy nastąpi

Kiedy przygotowywałem się do napisania przewodnika po Czarnogórze, zdałem sobie sprawę z ogromu materiału, który chciałbym Wam pokazać i zdecydowałem się podzielić ten wpis na dwie części. Już za dwa tygodnie poopowiadam Wam o kolejnych miejscach, które warto odwiedzić będąc w Czarnogórze. Gotowi na południową Chorwację i dziką Bośnię? Zapewniam, że będzie ciekawie.

Do następnego!